niedziela, 3 lutego 2013

Rozdział 5



Obudziłam się, było jeszcze ciemno a do pokoju wpadał blask księżyca. Spojrzałam na zegar, który był wielki i stary, a wahadło bujało się w rytm sekundnika. Wskazówka wskazywała dopiero 3 nad ranem. Przez moje ciało przeszedł dreszcz.  W pokoju było dosyć chłodno, więc naciągnęłam kołdrę pod samą szyję i po krótkim czasie znalazłam się w krainie snów i marzeń.
-Scarlet zbudź się!!-krzyknęła mi do ucha Grace.- Spóźnimy się!
-Jeszcze 5 minut…- powiedziałam zaspanym głosem i położyłam głowę na poduszkę. Nie chciałam wstawać. Miałam taki piękny sen w którym byłam ja, moi rodzice, nic nam nie groziło i byliśmy szczęśliwi. Bardzo za nimi tęskniłam, każda myśl o nich powodowała ukłucie w sercu. Nie umiałam opisać tego co doznawałam. Poczułam, że w oczach zbierają mi się łzy, więc szybko wtuliłam twarz w poduszkę. Nagle zrobiło mi się strasznie zimno i mokro. Podskoczyłam jak oparzona, gdyż całe moje łóżko było zalane wodą. Spojrzałam na Grace. Była strasznie wściekła ,jej rude włosy jakby płonęły razem z jej policzkami, które w tym momencie przybrały wściekle-czerwony kolor. Nos miała zmarszczony a usta wykrzywione w grymasie. Na jej twarzy nie zauważyłam żadnego piega.
-Dlaczego mi to zrobiłaś!- wykrzyknęłam .
-Przepraszam, ale nie wiedziałam jak cię dobudzić. Próbowałam wszystkiego więc na ostateczności postanowiłam zrobić to, mając nadzieję, że poskutkuje.- powiedziała Grace, bardzo zła z nutką ironii w głosie.
-Która godzina?- zapytałam przepraszająco.
-7.25. Za 35 minut mamy pierwsze zajęcia! Pospiesz się bo nie zdążymy na śniadanie!
                Nie chcąc się kłócić szybko ruszyłam do łazienki. Założyłam szatę i doprowadziłam się do porządku. Po 10 minutach byłam gotowa, więc zarzuciłam, więc zarzuciłam torbę z książkami na ramię i szybko ruszyłyśmy do Wielkiej Sali na śniadanie.
                                                                              ###
                Pierwsza lekcja odbywała się w ciemnym lochu. Przez małe okna wlatywało nikłe światło. Na ciemnych, szarych ścianach paliło się kilka pochodni, które oświetlały dużą salę lekcyjną. Pochodnie te podtrzymywane były przez straszne gargulce z wielkimi nosami i strasznym wyrazem twarzy. Gdzieniegdzie postawione zostały półki, na których znajdowały się różne szklane słoiki wypełnione płynami, roślinami i czymś obślizgłym i obrzydliwym. Usiadłam z Grace na jednym z 5 długich rzędów ławek, mniej więcej po środku. Na samym początku stało toporne i wielkie biurko na którym postawione były kociołki z parującą cieczą, z których z zawziętością mieszał niski osobnik. Jego wielki brzuch opasywała mocno opięta marynarka koloru bordowego, spodnie miał beżowe z niebieską łatą na kolanie.
-To profesor Slughorn. Uczy nas eliksirów.
                Starszy, posiwiały pan odszedł od biurka, odchrząknął z zaczął opowiadać co znajduje się w kociołkach. Przechodząc pomiędzy ławkami, spoglądał na uczniów i dyktował składniki eliksirów. W pewnym momencie wzrok jego padł na mnie.
-Panna River, tak? Zupełnie zapomniałem- powiedział nauczyciel drapiąc się po łysiejącej czuprynie.- Pamiętam twoją babkę, była wspaniałą czarownicą. Panno Goodwin- tu zwrócił się do Grace- proszę , pomóż koleżance przerobić temat z tej książki.
                Spojrzałam na okładkę ,,Eliksiry dla początkujących”. Dzięki pomocy Grace dowiedziałam się przez tą krótką godzinę o historii eliksirów, na jakie się dzielą i jak powstają. Czułam się strasznie dziwnie, czytając o rzeczach zupełnie dla mnie obcych, wśród młodzieży, która dodawała różne składniki do parujących kotłów.
                                                                                              ###
                Na każdej lekcji nauczyciele usadawiali mnie w pierwszej ławce i kazali czytać wprowadzenia do lekcji, a innym uczniom tłumaczyli co mają zrobić po czym pomagali mi zrozumieć i opanować podstawowe pojęcia i zaklęcia.
                                                                                              ###
                Ostatnią lekcję jaką miałam mieć z innymi uczniami była Opiek Nad Magicznymi Stworzeniami. Z racji, że na dworze było dosyć ciepło, co było dziwne na końcówkę października, profesor Hagrid postanowił zabrać nas na skraj Zakazanego Lasu by pokazać nam jakieś stworzenie.
                Uczniowie ubrani w ciepłe ubranie maszerowali przez błonia. Moim oczom ukazał się wspaniały widok. Przez wielki obszar ciągnął się potężny las, gdzie drzewa, na wpół zgubiły swoje liście. Niedaleko boru stała maleńka chatka z której z komina buchał dym. Spoglądając w lewo ujrzałam płaczącą wierzbę, która ni z tąd ni z owąd się poruszyła.
-To drzewo… Ruszyło się!!-krzyknęłam z niedowierzaniem.
-Tak, tak... Też mnie to zszokował, gdy pierwszy raz je ujrzałam. Wredne drzewisko, nie pozwala się do siebie zbliżyć.- powiedziała Elizabeth z rozbawieniem
-Drzewo to jednak nie jest naszym największym zmartwieniem. Gorsze jest to, że mamy lekcję ze śliz gonami.
                Rozejrzałam się dookoła. Kilka metrów od nas szła grupka arogancko patrzących i wyglądających czarodziejów. Niestety gdy się im przyglądałam, pewna dziewczyna w czarnych włosach do pasa zauważyła to i zaraz po tym reszta spojrzała na mnie. W ich oczach i wyrazie twarzy dostrzegłam niechęć i wyższość, a jedna z dziewcząt zaczęła złośliwie chichotać.
-Nie martw się nimi. To idioci!- powiedziała Lauren wypowiadając głośniej ostatnie zdanie.- Ślizgonów nikt nie lubi, a szczególnie  tamtej grupki. Są okropni, myślą, że jak są czystej krwi i mają więcej pieniędzy to są od nas lepsi.
-Na szczęście nie wszyscy są tacy jak oni, ale dla większości czystość krwi liczy się najbardziej.
                W tym momencie dziewczyny przestały rozmawiać, gdyż doszliśmy już do miejsca gdzie miała się odbyć lekcja. Moim oczom ukazała się wielka sylwetka z brązową czupryną  i gęstą brodą, przybrana w futro o ogromne buty w które włożone były nogawki od spodni.
-Ekhem… To tak, dzisiaj lekcja będzie o hipogryfach. Fajne stwory tylko dumne, a jak się je urazi to mogą być niebezpieczne, chlebka.-powiedział profesor Hagrid.
                Reszta lekcji przepłynęła bardzo udanie a zajęcia bardzo mi się podobały. Ciekawe opowieści połączone z praktyką było bardzo pouczające.
                Po lekcji udaliśmy się do Wielkiej Sali na obiad, po którym miałam dwie lekcje dodatkowe: eliksiry i zaklęcia. Cała młodzież wychodziła z rożnych korytarzy i schodziła ze schodów podążając za smakowitym zapachem. Stoły napełniły się wszystkim co może być na obiedzie: od rodzajów mięs, do dań jarskich, pełno sosów grzybów i ogórków do tego sok dyniowy.
                Usiadłszy przy stole zauważyłam zbliżającego się Josepha z Ericiem.  Jo’e jak zwykle uśmiechnięty od ucha do ucha a włosy ułożone miał tak by na to nie wyglądały. Ubrany w szatę wyglądał bardzo ładnie za to Eric miał smutek na twarzy. Był wysoki i wysportowany, wiele dziewcząt, nie tylko z Ravenclawu spoglądało na niego z umiłowania ale teraz wydawał się znacznie niższy. Na ustach jego widać było grymas.
-Eric… Coś się stało?- zapytała z przejęciem Grace.
-Czytaliście ,,Proroka Codziennego”? Był atak na rodzinę jugoli, ich córka chodzi tu do szkoły.- powiedział ze smutkiem Eric.-Boję się o moją rodzinę.
-Nie martw się, ci śmierciożercy na pewno zostaną złapani przez aurorów. Ministerstwo nie pozwoli na takie rzeczy. Pomogą wam…
-Ministerstwo tu nic nie pomoże!... To drugi atak w tym tygodniu. Jest coraz gorzej…
-Eric… Wiele osób się teraz boi.- powiedziała Elizabeth.- Ale trzeba wierzyć, że wszystko będzie dobrze.
                Między nami zapanowała ponura cisza, przerywana tylko rozmowami i śmiechami młodzieży. Nie miałam pojęcia co tak naprawdę przeżywa Eric i reszta dzieci z nieczystą krwią. Niedawno wprowadzona do tego świata nie wiele wiedziałam, ale rozumiałam, że nikt nie jest bezpieczny.
-O co w tym wszystkim chodzi?- zapytałam.- Kto to śmierciożercy i aurorzy.
                Opowiedzieli mi o całej sprawie z Sami-Wiecie-Kim. Jak morduje ludzi o nieczystej krwi, jak chce być najpotężniejszym czarodziejem.
-Ale Dumbledore i tak na to nie pozwoli. Sama-Wiesz-Kto się go  boi. W Hogwarcie jesteśmy bezpieczni.
                Po tej rozmowie Grace szybko odprowadziła mnie na dodatkowe lekcje z eliksirów. Na zajęciach tych profesor Slughorn pokazał mi jak uwarzyć eliksir na Czyraki po czym ja, z marnym skutkiem, powtórzyłam te czynności.
                Na dodatkowych zaklęciach nauczyłam się dwóch czarów, które mogą mi się zawsze przydać: Lumos- zaklęcie, które wywołuje światełko na końcu różdżki, i Leviosa- zaklęcie, które podnosi z miejsca różne przedmioty. Drugo czar ćwiczyłam całą godznę, lecz wreszcie udało mi ię poderwać piórko od biurka.
                Po powrocie do dormitorium z wielką pomocą dziewczyn odrobiłam prace domowe, których było mnóstwo. Uporawszy się z nimi, poszłam do dormitorium odprężyć się w dużej wannie po czym szybko wskoczyłam do łóżka i natychmiast zasnęłam. 


Jeea :) skończyłam wreszcie rozdział który jest najdłuższy i mam nadzieję, że w tm umieściłam więcej opisów które się spodobają:)
Bardzo proszę o dawkę dobrej krytyki bym mogła się poprawić;D A tak poza tym to ten rozdział ma 4 niecałe strony w Wordzie :)
Proszę o komentarze :)

sobota, 19 stycznia 2013

Rozdział 4



                W Wielkiej Sali było tłoczno. Przy długich stołach było pełno rozgadanej młodzieży zajadającej ze smakiem śniadanie. Dziewczyny zaprowadziły Scarlet do jednego z tych stołów, nad którym wisiała niebieska flaga domu Ravenclaw.
                -Cześć wam! Dziewczyny przywitały się z grupką chłopaków i dwiema dziewczynami.-To Scarlet  Walker. Będzie miała z nami pokój i chodziła do klasy.
-Poznajcie się-powiedziała Grace-To Margaret Ledger, Sarah Selby, Eric Deutrom, Andrew Watkinson, Christopher Dale a to…
-Joseph Trump, piękna-powiedział wysoki chłopak o brązowych, kręconych włosach i piwnych oczach w których kryły się wesołe iskierki, ale mimo to były szczere i wyrażały uzucia.
-Joe, dziewczyna dopiero się wprowadziła a ty już ją zadręczasz. Daj spokój!- powiedziała z rozbawieniem  Lauren.
                Przy stole siedzieli niecałą godzinkę, i rozmawiali. Wszyscy lepiej  się poznali ze Scarlet i bardzo polubili.
                                                                                      ###
                Nazajutrz Scarlet  obudziła się w dużym łóżku z baldachimem. Na początku nie wiedziała gdzie się znajduje, ale po chwili zaczęła przypominać sobie wszystko. Cały dzień spędziła na zwiedzaniu zamku a wieczór w pokoju wspólnym gdzie rozmawiała i poznawała coraz to nowsze osoby ,a przy tam słuchając  komplementów Josepha.
                Spojrzała na zegar. Była dopiero 7. Dziewczyny spały jeszcze głęboko i pochrapywały, nie mając co robić zaczęła  rozglądać się po pokoju. Łóżko było duże, z baldachimem z niebieskiego aksamitu, kolumny były pięknie rzeźbione a na środku ich znajdował się herb Krukonów. Przy nogach łóżek stały kufry, a po środku pokoju 4 fotele i stolik.
                Dziewczyna po obejrzeniu całego pokoju, postanowiła iść  się ubrać. Z kufra wyjęła potrzebne rzeczy i poszła do łazienki. Ubrała ciemne rurki i bordową bluzę z kapturem, prysnęła się perfumem  i pomalowała tuszem rzęsy po czym zeszła do pokoju wspólnego.
                Na dole nie było żywej duszy, w kominku przyjemnie trzaskał ogień. Podeszła do regału i wyjęła  jedną z książek ,,Historia magii”. Usiadła przy kominku i zagłębiła się w lekturze. Po pół godzinie zaczęły zchodzić pierwsze osoby. Jedną z nich był Joseph.
-Hej piękna, już wstałaś?
-Cześć , po pierwsze nie mów do mnie piękna ,a po drugie to nie mogłam spać. Za dużo wrażeń jak na jeden dzień.
-Przyzwyczaisz się. Trafiłaś na super dziewczyny w pokoju,tylko im tego nie mów bo stracę wizerunek.
-Postaram się zachować tajemnicę.
-To może pójdziemy na śniadanie? Jeżeli czekasz na nie to sobie jeszcze długo posiedzisz.
-Tak właściwie chciałam czekać ale zgłodniałam już więc pójdę z tobą.
                                                                              ###
                Wsuwając  ze smakiem tosty z serem Scarlet zauważyła że do stołu zbliżają się jej najbliższe osoby w tym zamku.
-Poranny ptaszek z ciebie-rzekła Uśmiechnięta Lauren.-Czy tylko mi się wydaje, że między wami coś jest?
-Nie po prostu zgłodniałam czekając na was , więc poszłam na śniadanie z Joe’m.-Odrzekła Scarlet.
-A ja to bym nie miał nic przeciwko-Powiedział uśmiechnięty Joseph.
-Patrzcie profesor Dumbledore idzie w naszą stronę-powiedziała Grace.
-Dzień dobry profesorze-powiedzieli chórem.
-Dzień dobry,Panno Scarlet, jak mi wiadomo nie ma panna jeszcze książek, różdżki, szaty ani niczego innego tak więc udamy się dziś dzisiaj na ulicę pokątną i kupimy najpotrzebniejsze rzeczy.
                                                                                 ###
                Na ulicy pokątnej najdłuższe chwile spędziła w sklepie i Olivandera na wybieraniu różdżki, ale w końcu różdżka która wybrała to dąb,włos z jednorożca ,twarda. Gdy zakupiła już wszystkie potrzebne przybory i książki, profesor Dumbledore wszedł z nią do sklepu ze słodyczami, gdzie zakupiła sobie i koleżanką kilka sładkich pyszności.
                                                                                  ###
                Po zakupach ,w gabinecie profesora Dumbledora Scarlet dostała Plan lekcji z dodatkowymi zajęciami wyrównawczymi.Było niemiłosiernie dużo zajęć, a ona miałą jeszcze po 2 dodatkowe lekcje w ciągu dnia. Dziewczyna jednak nie mogła się doczekać pierwszego dnia nauki. Po dniu pełnym wrażeń dziewczyna szybko zasnęła.

                                          ###
No to jest następny rozdział:) Proszę o pozytywne i negatywne komentarze. Piszcie co się nie podoba i jest źle żebym mogła się poprawić. :)



sobota, 12 stycznia 2013

Rozdział 3

   Dom Krukonów leżał w zachodniej wieży Hogwartu. Dochodząc tam Scarlet zauważyła wielkie masywne drzwi bez klamki. Podchodząc do nich profesor Flitwick zapukał, a drzwi zadały pytanie, na które szybko odpowiedział.
   Pokój wspólny był według Scarlet bardzo ładny. Okrągłe i obszerne ściany i łukowate okna zostały obwieszone błękitno-złotymi jedwabnymi tkaninami. Na wdzięcznym kopulastym sklepieniu namalowane zostały srebrne i złote gwiazdy które zostały również przedstawione na dywanie. Po pokoju porozstawiane zostały stoliki, wygodne fotele i biblioteczki pełne potrzebnych książek, a naprzeciw drzwi stał posąg z białego marmuru, który przedstawiał Rovenę Ravenclaw.
   Jednak nie ten wspaniały pokój zapierał Scarlet dech w piersi. Był to widok z okna. Widok na góry. Najpiękniejsze góry,jakie widziała.Jedyne jakie widziała. Przez tę chwilę poczuła się szczęśliwa i zadowolona z tego, że będzię mieszkać w tak wspaniałym miejscu. Uczucie to zgasło tak samo szybko, które zastąpiło ukłucie bólu.
   Pokój wspólny był prawie pusty. Przy ścianie na fotelach siedziały 3 dziewczyny w jej wieku.
   -To jest Lauren,Grace a to Elizabeth-powiedział profesor.-Będziesz miała z nimi pokój i uczęszczała do klasy.
   -Lauren Walker-Powiedziała jedna z dziewczyn.-To Grace Goodwin a to Elizabeth Hurley.
   -Scarlet River.Miło poznać.
   Lauren byłą kasztanowłosą, wysoką dziewczyną. Miała piękne szare oczy i mały nosek który zadzierała do góry. Poruszała się z wielką gracją.
   Grace Goodwin byłą rudowłosą osóbką.Miała wielkie brązowe oczy, które podkreślały długie rzęsy i pięknie zarysowane brwi. Wysokie czoło dodawały jej powagi i zamyślenia jednak...
   ...Elizabeth Hurley wydawała się Scarlet najładniejszą. Miała kręcone czarne włosy opadające na ramiona, niebieskie oczy, przypominające kolor wzburzonego morza. Jej bardzo wyraziste rysytwarzy i bladość skóry, upodabniały ją do porcelanowej lalki, lecz była bardzo żywą osobą.
   Scarlet zaczęła zazdrościć jej urody. Jej ciemne blond włosy, dosyć długie, gdyż sięgały za łapatki. Rysy miała nijakie, ani za mały ani zbyt duże nos i usta. Jedyna rzecz która jej się w sobie podobała to oczy. Były zielone, przypominające rafę koralową.
   -Dzisiaj jest sobota, więc nie ma lekcji, to my oprowadzimy cię po szkole i opowiemy o niej.-Powiedziała Lauren.
   -Ale najpierw coś zjedzmy-rzekła Elizabeth, na co reszta dziewczyn się zaśmiała i wzięłą Scarlet pod rękę i ruszyły korytarzami na śniadanie.


                                                                     # # # #


Hej! Mam nadzieję,że się podoba:)
  Nawet jak nie przeczytacie całości proszę o komentarz. Widzę że ktoś czasem wejdzie, więc niech zostawi po sobie ślad:)
  

niedziela, 6 stycznia 2013

Rozdział 2

   Na ulicy, przed domem nie było żywej duszy. Światło lamp ledwo oświetlało zamglone przedmieście. Było to ponure miejsce ale Scarlet i tak nie chciała się z nim rozstawać.
   Dumbledore był profesorem szkoły w Hogwarcie w której będzie tymczasowo mieszkać.
   Minister Knot złapał ją za rękę i niespodziewanie coś pociągnęło ją do przodu. Poczuła się jak na bardzo szybkiej karuzeli. Robiło się jej niedobrze, przed twarzą migały jej liczne miejsca. Nagle przestało, z trudem powstrzymała się od zwymiotowania. Gdy doszła do siebie zauważyła wielki i bardzo stary zamek. Aż oniemiała z wrażenia.
   -To tu teraz będę mieszkać...-pomyślała Scarlet. Zrobiło jej się żal. Wiedziała, że już może nigdy nie zobaczyć swoich najbliższych, ale wiedziała, że tylko tak ich może ocalić.
   Po pół godziny chodzenia po zamku znaleźli się w okrągłym i obszernym gabinecie. Znajdowało się tam pełno różnych, dziwnych przedmiotów a przy ścianie na poręczy siedział piękny ptak.
   -Dopóki będziesz mogła, uczyć się będziesz jak normalna uczennica w 6 klasie ale by jakoś odrobić stracone lata, nauczyciele zgodzili się mieć z tobą dodatkowe lekcje przygotowawcze.-powiedział Dumbledore-A teraz usiądź na tym stołku, przydzielimy cię do odpowiedniego domu.
   Profesor trzymał w ręku stary, wyblakły, porozrywany kapelusz. Scarlet zauważyła go już wcześniej, ale zupełnie nie zwróciła na niego uwagi. Dumbledore założył go jej na głowę.
   -To jest Tiara Przydziału,a teraz słuchaj.
   Tiara opadła Scarlet na oczy, Nagle w jej głowie odezwał się głos:,,Panna River. Nie spodziewałam się jeszcze kiedykolwiek spotkać potomków sławnego rody czarodziejów. Wszystkie cechy odziedziczyła panna po babci więc umieszczę cię w tym samym domu..."
   -Ravenclaw!!-wykrzyknęła Tiara.
   -Ravenclaw, tak myślałem. Jest to jeden z 4 domów: Gryffindor, Slytherin, Ravenclaw, Huffelpuff -powiedział Dumbledore po czym do gabinety wszedł bardzo mały człowiek. Był to Filus Flitwick, opiekun domu Ravenclaw, który zaprowadził Scarlet do domu Krukonów.



Hej!
Po pierwsze przepraszam że tak póżno napisałam ten rozdział ale nie maiałam czasu:)
A po drugie jak przeczytacie proszę o komentarz:)


  

środa, 2 stycznia 2013

Rozdział 1

   Scarlet obudziła się dosyć szybko. Dzień był ponury, padał deszcz. Przez ostatnie 3 tygodnie cały czas była mgła. Każdy Pottermaniak, chociaż nie wierzył w magię, pomyślał sobie, że może jednak tez inny świat istnieje, w którym dzieje się coś niedobrego. Scarlet jednak do nich nie należała, nigdy nie miała styczności z filmem lub książką, więc nie miała o tym zielonego pojęcia.
   Wstała, ubrała się i ogarnęła, a gdy zeszła na dół usłyszała jekieś niepokojące trzaski. Jak każdy mugol pomyślała, że włamanie i bardzo się przestraszyła bo była sama w domu. Nie zdążyła podbiec do telefonu, gdy drzwi się otworzyły.
   Ku wielkiemu zdziwieniu nie zastała tam żadnych złodziei tylko dwóch starszych panów. Jeden miał brodę do pasa i dziwny długi strój a drugi coś w stylu garnituru. Obaj w rękach mieli patyki, których końcówki świeciły się przez pierwszą chwilę.
   Mężczyźni mieli ponure miny i nie czekając na reakcję dziewczyny weszli do środka. Usiedli w kuchni na taboretach i zawoła przerażoną Scarlet. Ona nie wiedząc zbytnio co się dzieję weszła do kuchni. Jakby zahipnotyzowana mężczyznami i przerażonymi oczyma wpatrywała się w nich.
   -Scarlet- powiedział mężczyzna z długą brodą.- Jestem Albus Dumbledore a to minister magii Korneliusz Knot. Zapewne jesteś bardzo zdziwiona a nawet przestraszona ta wizytą, ale było to konieczne.
   -Tak, zapewne zauważyłaś, że dzieje się coś bardzo złego, już w świecie mugoli...-powiedział Knot.
   -Zaraz,zaraz...To jest jakiś żart?!Swat magi i mugoglocostam?!Ukryta kamera?Co to wogóle ma być?-wykrzyknęła zdezorientowana Scarlet.
   -Wiem, że staje się to niemożliwe dla szesnastoletniej dziewczyny, ale Scarlet- oznajmił Dumbledore- czy nie wydaje Ci się dziwne, że dwóch starych mężczyzn wchodzi niespostrzeżnie do dobrze zabezpieczonego domu ze świecącymi patykami?
   -Nawt jeśli bym uwierzyła to co ja mam z tym wspólnego?-zapytała dziewczyna.
   -Starzy ludzie często popełniają błędy. Ja również do nich należę-powiedział Albus ze smutną miną-Twoja babka była bardzo dobrą czarownicą, niestety nie miałam okazji poznać jej osobiście. Wiedziałem, że kiedyś Czarny Pan wróci, będzie próbował się dostać do jej korzeni i przenieść na swoją stronę. Twoja matka jednak urodziła się Charłakiem, więc nie musiałem o nią się martwić, bo Tom Riddle nie potrzebuje charłaków, ale ty jednak urodziłaś się czarownicą, co było niemal, że niemożliwe, więc ja próbowałem cię chronić i nie wysłałem listu z Hogwatru, bo myślałem, że tak będzie lepiej, ale niestety nie spodziewałem się tego. Voldemort strasznie szybko zaczął znowu powracać, a teraz kiedy jest już blisko i zaczyna tworzyć armię śmierciożerców, boję się, że niedługo zajdzie tu do twojej rodziny, a wtedy się dowie,że nie umiesz żadnego zaklęcia zamorduje Ciebie i całą rodzinę.
   -Nie mogę w to uwierzyć!To jest komiczne!To jest niemożliwe!
   Dziecko...-Powiedział Knot-Nie zauważyłaś co się dzieje? Ile jest wypadków w mugolskim świecie? Cały czas, z niewyjaśnionych przyczyn powstają tornada, pożary i wiele innych nieszczęść. Giną niewinni ludzie...A ta mgła jest dziełem rozmnażających się dementorów, które ty też widzisz. A czy nie działo się wokół Ciebie wiele różnych dziwnych rzeczy?
   -Może działy, ale to zwykłe przypadki...
   -Nie niestety nie są to przypadki. Masz w sobie wielką moc, trzeba ją teraz wyćwiczyć.-powiedział Dumbledore,-Czy teraz nam wierzysz?
   -Ale co mam zrobić?
   -Opuścić dom i ruszyć z nami. Tylko ty możesz uratować Siebie i Twoją rodzinę przed śmiercią...
    Scarlet nie wiedziała co sobie o tym myśleć. Nie wiedziała czemu, ale wierzyła tym mężczyzną.
   -Nie da się tak zagrać....-pomyślała.
    Chwilę pózniej dostała mały plecak i miała zapakować najpotrzebniejsze ubrania i przedmioty, niezbędne w długiej podróży.
   Wiedziała tylko tyle, że rodzice nie będą o niej pamiętać, przez zaklęcie, a ona najbliższe tygodnie spędzi w szkole-zamku ucząc sie zaklęć by w odpowiednim momencie umieć się odpowiednio ochronić przez zła magią.
   I tak Scarlet zaczęła nowy rozdział w swoim życiu.



Mam nadzieję że się spodoba :) jak już przeczytacie proszę o kom;)

Informacje

Zapewne zauważyliście nowy szablon wykonany przez Chan Lee z http://land-of-grafic.blogspot.com/ <3 jest wspaniały *_*

Brak weny, dużo nauki- brak czasu na pisanie:(

Czytelnicy