Obudziłam się, było jeszcze
ciemno a do pokoju wpadał blask księżyca. Spojrzałam na zegar, który był wielki
i stary, a wahadło bujało się w rytm sekundnika. Wskazówka wskazywała dopiero 3
nad ranem. Przez moje ciało przeszedł dreszcz.
W pokoju było dosyć chłodno, więc naciągnęłam kołdrę pod samą szyję i po
krótkim czasie znalazłam się w krainie snów i marzeń.
-Scarlet zbudź się!!-krzyknęła mi do ucha Grace.- Spóźnimy
się!
-Jeszcze 5 minut…- powiedziałam zaspanym głosem i położyłam
głowę na poduszkę. Nie chciałam wstawać. Miałam taki piękny sen w którym byłam
ja, moi rodzice, nic nam nie groziło i byliśmy szczęśliwi. Bardzo za nimi
tęskniłam, każda myśl o nich powodowała ukłucie w sercu. Nie umiałam opisać
tego co doznawałam. Poczułam, że w oczach zbierają mi się łzy, więc szybko
wtuliłam twarz w poduszkę. Nagle zrobiło mi się strasznie zimno i mokro.
Podskoczyłam jak oparzona, gdyż całe moje łóżko było zalane wodą. Spojrzałam na
Grace. Była strasznie wściekła ,jej rude włosy jakby płonęły razem z jej policzkami,
które w tym momencie przybrały wściekle-czerwony kolor. Nos miała zmarszczony a
usta wykrzywione w grymasie. Na jej twarzy nie zauważyłam żadnego piega.
-Dlaczego mi to zrobiłaś!- wykrzyknęłam .
-Przepraszam, ale nie wiedziałam jak cię dobudzić. Próbowałam
wszystkiego więc na ostateczności postanowiłam zrobić to, mając nadzieję, że
poskutkuje.- powiedziała Grace, bardzo zła z nutką ironii w głosie.
-Która godzina?- zapytałam przepraszająco.
-7.25. Za 35 minut mamy pierwsze zajęcia! Pospiesz się bo
nie zdążymy na śniadanie!
Nie
chcąc się kłócić szybko ruszyłam do łazienki. Założyłam szatę i doprowadziłam
się do porządku. Po 10 minutach byłam gotowa, więc zarzuciłam, więc zarzuciłam
torbę z książkami na ramię i szybko ruszyłyśmy do Wielkiej Sali na śniadanie.
###
Pierwsza
lekcja odbywała się w ciemnym lochu. Przez małe okna wlatywało nikłe światło.
Na ciemnych, szarych ścianach paliło się kilka pochodni, które oświetlały dużą
salę lekcyjną. Pochodnie te podtrzymywane były przez straszne gargulce z
wielkimi nosami i strasznym wyrazem twarzy. Gdzieniegdzie postawione zostały
półki, na których znajdowały się różne szklane słoiki wypełnione płynami,
roślinami i czymś obślizgłym i obrzydliwym. Usiadłam z Grace na jednym z 5
długich rzędów ławek, mniej więcej po środku. Na samym początku stało toporne i
wielkie biurko na którym postawione były kociołki z parującą cieczą, z których
z zawziętością mieszał niski osobnik. Jego wielki brzuch opasywała mocno opięta
marynarka koloru bordowego, spodnie miał beżowe z niebieską łatą na kolanie.
-To profesor Slughorn. Uczy nas eliksirów.
Starszy,
posiwiały pan odszedł od biurka, odchrząknął z zaczął opowiadać co znajduje się
w kociołkach. Przechodząc pomiędzy ławkami, spoglądał na uczniów i dyktował
składniki eliksirów. W pewnym momencie wzrok jego padł na mnie.
-Panna River, tak? Zupełnie zapomniałem- powiedział
nauczyciel drapiąc się po łysiejącej czuprynie.- Pamiętam twoją babkę, była
wspaniałą czarownicą. Panno Goodwin- tu zwrócił się do Grace- proszę , pomóż
koleżance przerobić temat z tej książki.
Spojrzałam
na okładkę ,,Eliksiry dla początkujących”. Dzięki pomocy Grace dowiedziałam się
przez tą krótką godzinę o historii eliksirów, na jakie się dzielą i jak
powstają. Czułam się strasznie dziwnie, czytając o rzeczach zupełnie dla mnie
obcych, wśród młodzieży, która dodawała różne składniki do parujących kotłów.
###
Na
każdej lekcji nauczyciele usadawiali mnie w pierwszej ławce i kazali czytać
wprowadzenia do lekcji, a innym uczniom tłumaczyli co mają zrobić po czym
pomagali mi zrozumieć i opanować podstawowe pojęcia i zaklęcia.
###
Ostatnią
lekcję jaką miałam mieć z innymi uczniami była Opiek Nad Magicznymi
Stworzeniami. Z racji, że na dworze było dosyć ciepło, co było dziwne na
końcówkę października, profesor Hagrid postanowił zabrać nas na skraj
Zakazanego Lasu by pokazać nam jakieś stworzenie.
Uczniowie
ubrani w ciepłe ubranie maszerowali przez błonia. Moim oczom ukazał się
wspaniały widok. Przez wielki obszar ciągnął się potężny las, gdzie drzewa, na
wpół zgubiły swoje liście. Niedaleko boru stała maleńka chatka z której z komina
buchał dym. Spoglądając w lewo ujrzałam płaczącą wierzbę, która ni z tąd ni z
owąd się poruszyła.
-To drzewo… Ruszyło się!!-krzyknęłam z niedowierzaniem.
-Tak, tak... Też mnie to zszokował, gdy pierwszy raz je
ujrzałam. Wredne drzewisko, nie pozwala się do siebie zbliżyć.- powiedziała
Elizabeth z rozbawieniem
-Drzewo to jednak nie jest naszym największym zmartwieniem.
Gorsze jest to, że mamy lekcję ze śliz gonami.
Rozejrzałam
się dookoła. Kilka metrów od nas szła grupka arogancko patrzących i
wyglądających czarodziejów. Niestety gdy się im przyglądałam, pewna dziewczyna
w czarnych włosach do pasa zauważyła to i zaraz po tym reszta spojrzała na
mnie. W ich oczach i wyrazie twarzy dostrzegłam niechęć i wyższość, a jedna z
dziewcząt zaczęła złośliwie chichotać.
-Nie martw się nimi. To idioci!- powiedziała Lauren wypowiadając
głośniej ostatnie zdanie.- Ślizgonów nikt nie lubi, a szczególnie tamtej grupki. Są okropni, myślą, że jak są
czystej krwi i mają więcej pieniędzy to są od nas lepsi.
-Na szczęście nie wszyscy są tacy jak oni, ale dla
większości czystość krwi liczy się najbardziej.
W tym
momencie dziewczyny przestały rozmawiać, gdyż doszliśmy już do miejsca gdzie
miała się odbyć lekcja. Moim oczom ukazała się wielka sylwetka z brązową czupryną
i gęstą brodą, przybrana w futro o ogromne
buty w które włożone były nogawki od spodni.
-Ekhem… To tak, dzisiaj lekcja będzie o hipogryfach. Fajne
stwory tylko dumne, a jak się je urazi to mogą być niebezpieczne, chlebka.-powiedział
profesor Hagrid.
Reszta
lekcji przepłynęła bardzo udanie a zajęcia bardzo mi się podobały. Ciekawe
opowieści połączone z praktyką było bardzo pouczające.
Po
lekcji udaliśmy się do Wielkiej Sali na obiad, po którym miałam dwie lekcje
dodatkowe: eliksiry i zaklęcia. Cała młodzież wychodziła z rożnych korytarzy i
schodziła ze schodów podążając za smakowitym zapachem. Stoły napełniły się
wszystkim co może być na obiedzie: od rodzajów mięs, do dań jarskich, pełno
sosów grzybów i ogórków do tego sok dyniowy.
Usiadłszy
przy stole zauważyłam zbliżającego się Josepha z Ericiem. Jo’e jak zwykle uśmiechnięty od ucha do ucha a
włosy ułożone miał tak by na to nie wyglądały. Ubrany w szatę wyglądał bardzo ładnie
za to Eric miał smutek na twarzy. Był wysoki i wysportowany, wiele dziewcząt,
nie tylko z Ravenclawu spoglądało na niego z umiłowania ale teraz wydawał się
znacznie niższy. Na ustach jego widać było grymas.
-Eric… Coś się stało?- zapytała z przejęciem Grace.
-Czytaliście ,,Proroka Codziennego”? Był atak na rodzinę jugoli,
ich córka chodzi tu do szkoły.- powiedział ze smutkiem Eric.-Boję się o moją
rodzinę.
-Nie martw się, ci śmierciożercy na pewno zostaną złapani
przez aurorów. Ministerstwo nie pozwoli na takie rzeczy. Pomogą wam…
-Ministerstwo tu nic nie pomoże!... To drugi atak w tym tygodniu.
Jest coraz gorzej…
-Eric… Wiele osób się teraz boi.- powiedziała Elizabeth.-
Ale trzeba wierzyć, że wszystko będzie dobrze.
Między
nami zapanowała ponura cisza, przerywana tylko rozmowami i śmiechami młodzieży.
Nie miałam pojęcia co tak naprawdę przeżywa Eric i reszta dzieci z nieczystą
krwią. Niedawno wprowadzona do tego świata nie wiele wiedziałam, ale
rozumiałam, że nikt nie jest bezpieczny.
-O co w tym wszystkim chodzi?- zapytałam.- Kto to
śmierciożercy i aurorzy.
Opowiedzieli
mi o całej sprawie z Sami-Wiecie-Kim. Jak morduje ludzi o nieczystej krwi, jak
chce być najpotężniejszym czarodziejem.
-Ale Dumbledore i tak na to nie pozwoli. Sama-Wiesz-Kto się
go boi. W Hogwarcie jesteśmy bezpieczni.
Po tej
rozmowie Grace szybko odprowadziła mnie na dodatkowe lekcje z eliksirów. Na zajęciach
tych profesor Slughorn pokazał mi jak uwarzyć eliksir na Czyraki po czym ja, z
marnym skutkiem, powtórzyłam te czynności.
Na dodatkowych
zaklęciach nauczyłam się dwóch czarów, które mogą mi się zawsze przydać: Lumos-
zaklęcie, które wywołuje światełko na końcu różdżki, i Leviosa- zaklęcie, które
podnosi z miejsca różne przedmioty. Drugo czar ćwiczyłam całą godznę, lecz
wreszcie udało mi ię poderwać piórko od biurka.
Po
powrocie do dormitorium z wielką pomocą dziewczyn odrobiłam prace domowe,
których było mnóstwo. Uporawszy się z nimi, poszłam do dormitorium odprężyć się
w dużej wannie po czym szybko wskoczyłam do łóżka i natychmiast zasnęłam.
Jeea :) skończyłam wreszcie rozdział który jest najdłuższy i mam nadzieję, że w tm umieściłam więcej opisów które się spodobają:)
Bardzo proszę o dawkę dobrej krytyki bym mogła się poprawić;D A tak poza tym to ten rozdział ma 4 niecałe strony w Wordzie :)
Proszę o komentarze :)